W artykule „Ptaki na muszkach” opublikowanym w tygodniku „Polityka” (nr 14/2025), Joanna Podgórska kreśli obraz myśliwych jako bezrefleksyjnych sprawców masowej zagłady ptaków i zagrożenia ekologicznego. Problem w tym, że wiele przytoczonych przez nią tez nie ma pokrycia w faktach – część to manipulacje, część to jawne przekłamania. Czas się temu sprzeciwić i jasno powiedzieć: stop dezinformacji.
Dane kontra manipulacja
Już na wstępie tekst sugeruje, że „myśliwi zabijają setki tysięcy ptaków” rocznie. Tymczasem zgodnie z oficjalnymi danymi w sezonie 2023/24 odstrzelono 125 343 sztuki, a rok wcześniej 121 639. To konkretne liczby, nie „setki tysięcy”. Skala jest znacznie mniejsza, niż sugeruje autorka, a podobne wyolbrzymienia mają wyłącznie budować fałszywy obraz sytuacji.
Dalej pojawia się kolejna manipulacja: „co roku w Polsce wystrzeliwuje się od 300 do 600 ton ołowiu”. Problem w tym, że te dane nie dotyczą faktycznego zużycia amunicji podczas polowań, lecz sprzedaży amunicji dla potrzeb służb i organizacji strzeleckich – przede wszystkim używanej na strzelnicach, które zgodnie z prawem muszą prowadzić odzysk ołowiu. Udział amunicji wykorzystywanej podczas polowań stanowi ułamek procenta ogółu amunicji sprzedawanej w Polsce. Należy podkreślić, że zgodnie z prawem, na obszarach wodno-błotnych nie stosuje się amunicji ołowianej. Również twierdzenia o tym, że „przez wodę ołów trafia do ciał ryb, a za ich pośrednictwem na nasze talerze”, nie mają potwierdzenia w żadnych badaniach naukowych. Przywołany artykuł nie jest artykułem opartym na badaniach naukowych.
Co z tą słonką?
Polowanie na ptactwo odbywa się poza okresami lęgów i wychowu młodych, często dotyczy gatunków, które znajdują się na przelotach. Artykuł sugeruje również, że populacja słonki dramatycznie maleje, podczas gdy od lat utrzymuje się ona w Polsce na stabilnym poziomie 20–60 tys. osobników. Roczne pozyskanie to około 200 sztuk, w sytuacji, gdy w Europie w ostatnim sezonie pozyskano prawie dwa miliony osobników (sic!) a europejska populacja tego gatunku według danych Wetlands wynosi od 15 do 20 milionów osobników. Nie sposób więc mówić o jakimkolwiek wpływie łowiectwa na liczebność tego gatunku. To samo dotyczy innych przytaczanych gatunków, np. głowienki– której krajową populację szacuje się nawet na 30 tys. osobników, wbrew informacjom zawartym w tekście.
W gąszczu absurdów
Nie brakuje też absurdów – np. stwierdzenia, że myśliwi „mają po kilka sztuk broni przeładowywanej przez pomocników i mogą strzelać niemal bez przerwy”. W Polsce posiadanie broni podlega ścisłym regulacjom, a każda osoba przeładowująca broń musiałaby mieć pozwolenie. To fikcja, nie rzeczywistość. Tak samo jak teza, że bażanty są wypuszczane „prosto pod lufy” – zgodnie z prawem polowania mogą odbywać się dopiero 14 dni po wsiedleniu.
Rzetelne badania kontra manipulacja
Narracja o myślistwie jako „krwawej rozrywce” również nie trzyma się faktów. Z badań przeprowadzonych w tym roku przez PBS na zlecenie PZŁ wynika, że 63% Polaków popiera polowania prowadzone zgodnie z prawem. Tradycja łowiecka nie jest fanaberią – to narzędzie gospodarki łowieckiej i forma ochrony środowiska.
Hejt stop!
W artykule znalazły się też fragmenty jawnie ośmieszające i obrażające myśliwych – np. o sójkach krzyczących o „małych przyrodzeniach” i „braku przyjaciół”. To nie jest satyra. To hejt. A publikowanie tego typu treści w opiniotwórczym tygodniku pokazuje brak szacunku wobec ludzi, którzy działają zgodnie z prawem i ponoszą odpowiedzialność za gospodarkę łowiecką w Polsce.
Dalej pojawiają się sugestie, że bażant zagraża kuropatwie (brak na to badań) czy że kaczki „zjadają paszę rybom, blokują inwestycje i zagrażają obronności kraju”. O ile tezy o zagrożeniu dla bezpieczeństwa żywnościowego mogą budzić uśmiech, o tyle kwestie związane z blokowaniem inwestycji to fakt – zgodnie z prawem ingerencja w gniazda chronionych gatunków w okresie lęgowym wymaga specjalnych zezwoleń, a ich brak może faktycznie wstrzymać budowy i inwestycje, co potwierdzają ministerstwa.
CZYTAJ WIĘCEJ W ARTYKULE O WYNIKACH KONSULTACJI
Oburzenie wzbudza również wypowiedź wiceministra Mikołaja Dorożały, który nazywa myślistwo „krwawym hobby” i podważa sens łowiectwa jako działalności gospodarczo-przyrodniczej. Takie słowa są niedopuszczalne w ustach osoby odpowiedzialnej za politykę wobec łowiectwa – są formą hejtu i próbą marginalizacji całego środowiska.
Nieprawdziwa jest również teza, że „myśliwi traktują każdy zakaz jak zamach na wolność”. Środowisko łowieckie popiera zmiany sensowne i konsultowane. Gdy ministerstwo proponuje rozwiązania nieoparte na danych, emocjonalne i populistyczne – pojawia się sprzeciw, jak w każdej społeczności obywatelskiej.
Podsumowując – artykuł Joanny Podgórskiej to przykład jednostronnej, nierzetelnej narracji, która nie opiera się na faktach, lecz na emocjach i uprzedzeniach. Zamiast rzetelnej debaty publicznej, dostajemy uproszczenia, wyolbrzymienia i jawne szyderstwo. Dlatego mówimy jasno: stop dezinformacji! Dyskutujmy na podstawie danych, nie emocjonalnych chwytów. I szanujmy ludzi, którzy polują odpowiedzialnie – nie hejtujmy ich za to, że robią coś, czego nie rozumiemy.